Poprzednia StronaSpis Tre?ciNastępna Strona

Smutek Augusta

Rozdział I

Zimą wieczory przychodzą nazbyt szybko. Za oknem szarzało choć była dopiero czwarta. Cała trójka, August i jego dwie kuzynki siedzieli w salonie pijąc herbatę. Zza dużych szyb okien widać było białe płatki śniegu opadające wolno i swobodnie, jakby w rytmie wiedeńskiego walca. Stella z Kingą jak zwykle chichotały i naśmiewały się z wszystkiego, a August jedynie mówił, że nie wypada. Po wypiciu herbaty August udał się do swojego pokoju.

Aby się tam dostać trzeba było pokonać przedpokój i dwadzieścia dwa stopnie schodów oraz przejść przez hol górny wypełniony kwiatami. Przypominał on oranżerię. Kwitły w nim hibiskusy i męczennice, a białe gardenie rosły niezmiernie blisko drzwi do jego królestwa. Nigdy jednak nie zwracał na nie uwagi i ani razu nie zatrzymał się by podziwiać ich zapach czy piękno. Nie, żeby nie lubił kwiatów, nie, lecz nie wzbudzały w nim żadnych uczuć. Właśnie wchodząc do pokoju, potrącił jeden z białych kielichów rękawem. Kwiat zakołysał się zostawiając złocisty pyłek na marynarce.

W pokoju panował lekki mrok. Za oknem było już całkiem szaro, więc August zapalił lampkę stojącą na sekretarzyku. Była to stara lampa, o podłużnym kielichowatym kształcie otwarta do góry. Od razu zrobiło się przyjemniej. August usiadł w fotelu i zamknął oczy. "A ... cisza - pomyślał - błogosławiony stan". Pokój był duży i urządzony w dobrym guście. Cały dom był bardzo stary. Wszystkie meble i sprzęty codziennego użytku również, za wyjątkiem osiągnięć nauki, od których nie stroniono. August kochał książki, jego biblioteka zajmowała całą jedną ścianę, tę w której były drzwi wejściowe. Wyglądało to dość nietypowo. W pośrodku wypełnionych regałów umieszczone były drzwi, duże, drewniane o mahoniowym kolorze z miedzianą klamką, zamykane na klucz misternie zdobiony. Wchodząc po lewej stronie znajdował się sekretarzyk z wspomnianą już lampką i papierami poukładanymi w zgrabne stosiki. Było też na nim kilka segregatorów i teczek, jako że August był notariuszem. Dalej znajdowało się okno. Wychodziło na ogród, jak to z reguły bywa pięknie utrzymany, gdyż w domu wciąż jeszcze był zatrudniony ogrodnik, a oprócz niego dwie gosposie i lokaj. I choć rodzina Johns`ów nie miała dużego domu, byli oni na tyle zamożni by dobrze zapłacić całej czwórce. W rogu pokoju znajdował się mały kominek. Ponieważ pomieszczenie to było pomieszczeniem narożnym, na ścianie przeciwległej do drzwi wejściowych znajdowały się drzwi balkonowe i okno. August rzadko korzystał z balkonu. Dlaczego? Nie wiadomo. Z balkonu w czerwcu można było zbierać czereśnie, bo drzewo rosło tuż obok, a jesienią otwierając okno zerwać kiść winogron z pnącza. Mimo, że August nie darzył niczego poza książkami jakąś szczególną sympatią i wszystko inne było mu raczej obojętne, przystał na propozycję ogrodnika, by rośliny otaczały go zewsząd za wyjątkiem jego osobistego pokoju. Ogrodnik pielęgnował nie tylko ogród państwa Johns. Zajmował się także ogrodami sąsiadów na całej ulicy. Przy dużym oknie stał fotel, ulubione miejsce pana Johns`a. Był tam też stolik, na nim codzienna prasa, cukierniczka i najczęściej właśnie czytana książka, założona granatową zakładką zdobioną w białe owalne wzory. Po prawej stronie od wejścia stało łóżko z szafką nocną, a za nim bliżej okna prawie w samym rogu były drzwi do łazienki z toaletą. Tak wyglądało jego królestwo.

August sięgnął po książkę, która mimo swego kilkuletniego służenia mu wyglądała niemal jak nowa. Zanurzył się w lekturę sonetów. Wyjął jakby odruchowo spod stolika fajkę i zapalił. Woń spalanej amfory rozniosła się po pokoju. Jej właściciel był spokojnym i rozważnym człowiekiem, można by się posunąć do stwierdzenia, że był smutny. Nikt jednak nigdy nie widział by płakał lub by smucił się w inny sposób, lecz nikt też nie widział go radosnym, beztroskim, przychylnie nastawionym do świata, ludzi, roślin czy zwierząt. Był jakby obok, nieobecny sercem, obojętny temu wszystkiemu, jakby żadna z tych rzeczy nie miała na niego wpływu, nie była znacząca na tyle, by zaprzątać nią sobie głowę. Jakby pan Johns mieszkał na innej niż wszyscy planecie, o której nikt prócz niego nie wiedział i którą skrzętnie ukrywał w głębi swojego serca. Serce to było przepełnione bólem i rozżaleniem, pretensją skierowaną przeciw wszystkim. Wyrzutem, który powodował tę obojętność i obcość. August miał lekko szpakowatą czuprynę, nos niczym Rzymianin, ręce pianisty, był szczupły, wysoki i bardzo dostojny w swych ruchach. Z samego wyglądu można było stwierdzić, że jest notariuszem i że ze względu na ciszę ma pokój od strony ogrodu, a nie ulicy. Dystyngowany mężczyzna koło czterdziestki.

Dzyń, dzyń - zadzwonił dzwonek, lokaj wszedł po chwili, przez drzwi w regale.

- Słucham pana - powiedział lokaj spokojnym głosem lekko się przy tym kłaniając.
- Przynieś mi proszę, filiżankę kawy ze śmietanką.

Lokaj wyszedł. Wiedział, że to ulubiony napój pana Augusta, i umiał zrobić kawę tak, by August był zadowolony.

"W ŚMIERĆ JAK W SEN ODEJŚĆ PRAGNĘ, ZNUŻONY TYM WSZYSTKIM."

"Miał rację - pomyślał - cały ten świat pełen zła, tak bardzo rani, jest taki obojętny i nie można zrozumieć skąd bierze się cierpienie, czy jest karą czy nauką, dlaczego spotyka tych, a nie innych. Chciałbym uciec od tego wszystkiego, praca, dom, obłuda, udawanie, chwila spokoju. Wszystko przemija, dzień za dniem znika, a to co mnie otacza to stek kłamstw i bzdur, nic tak naprawdę nie jest takie jakie jest. Jestem znużony, znudzony, nie umiem pozbierać myśli, gdybym miał chociaż duszę poety z prawdziwego zdarzenia, mógłbym uciec w świat sztuki, coś stworzyć, coś mojego, coś co będzie cenne. Schwytałbym całą moją duszę w słowa i wtedy może mógłbym się tym pochwalić, gdybym tylko był bardziej odważny. Boże, jakbym chciał być inny. Stella choć nie jest przecież w niczym lepsza ode mnie, a jednak potrafi się cieszyć i choć jej wiersze i poznanie literatury jest znacznie słabsze niż to co mógłbym powiedzieć czy to co piszę, nie potrafię roześmiać się tak jak ona, myśleć że to co robię jest dobre i publicznie przyznać się, że napisałem nowy wiersz."

Puk, puk.

- Proszę wejść - "a, to lokaj" - postaw ją proszę na stoliku, dziękuję - mała różowa filiżanka znalazła się w zasięgu jego ręki.
- Czy czegoś jeszcze pan sobie życzy?
- Nie dziękuję.

Lokaj ukłonił się i wyszedł.

"Kawa, boski napój - dotknął ustami brzegu filiżanki, upił odrobinę kawy, gorącej i aromatycznej, oparł głowę o fotel - To istne szaleństwo, jutro w kancelarii pojawią się znów państwo Smith z nowymi klientami na dom. To już trzeci w tym tygodniu, ciężcy ludzie. Czemu nikt nie chce z nimi podpisać tej umowy. Może ten dom jest jakiś dziwny. Zawsze jednak istnieje szansa, że jutro nowi klienci go kupią i pan i pani Smith dadzą nam w końcu spokój. Chciałbym wyjechać, uciec, nie wiem jednak czy Stella i Kinga dały by sobie radę same. Ale co tam. Hm... nie, nie mógłbym chyba, jestem jedynym mężczyzną w tym domu, ktoś musi tu trzymać porządek. Z drugiej strony gdybym wyjechał, odpoczął, może wtedy przestały by mi dokuczać, że jestem 70-latkiem w ciele 38-letniego mężczyzny. Nie lubię tych ich docinek na mój temat. Szczególnie uszczypliwości Kingi, której uwadze nie ujdzie nawet mrugnięcie mojego oka. Pewnie gdybym wyjechał od razu zajrzałaby do wszystkich moich szafek. Jednak bawi mnie ich prostota i łatwowierność, tak łatwo jest je oszukać, są takie naiwne. Często jednak myślę, że szczęśliwsze ode mnie. Są po prostu szczere w wyrażaniu tego co czują, tego co myślą, choć może częściej niż ja popełniają gafy i nietakty. Chciałbym także umieć stanąć nad kwiatkiem i zachwycić się jego pięknem, przecież jutro już go nie będzie. Lecz nie, nie, miałbym być lekkoduchem, wuj zawsze powtarzał, że liczy się to czego dokonamy w życiu. Z drugiej strony co z tego, gdy nie ma się radości. Nie umiem powiedzieć czy jestem dobry czy zły, czy czegoś dokonałem. Zdaje mi się, że nic nie mam za wyjątkiem pustki, dziury w sercu i żalu do wszystkich, że nie umieją mi pomóc, nie chcą dać wytchnienia, że nikt mnie naprawdę nie potrzebuje, nikt nie kocha. Nie wierzę by Stella z Kingą myślały kiedykolwiek o mnie dobrze. Wuj zaopiekował się mną więc ja opiekuję się nimi, choć chyba nigdy mnie nie lubiły."

Wstał, poszedł do toalety, wrócił w piżamie, położył się spać.

Rozdział II

Rankiem, po śniadaniu Stella z Kingą - dwie siostry w wieku 36 i 33 lat siedziały w salonie. Grał gramofon, a w kominku paliło się drzewo śliwkowe. Jak zawsze rozmawiały o swoich odczuciach, przeżyciach, o pięknie, poezji, mroźnym wczorajszym wieczorze, o tym, że u Bartson`ów na wiosnę spodziewają się potomstwa, że spacer dziś byłby szaleństwem, bo mróz jest zbyt duży, że kulig w sobotę może się nie udać z tego powodu i o Auguście:

- Wiesz Tell - mówiła Kinga - martwi mnie smutek tego domu, wszyscy trzej jesteśmy samotni, ani Ty, ani ja, a tym bardziej August nie znajdziemy sobie już chyba towarzysza życia - i z grymasem kręciła przy tym głową - Jesteśmy jakby zdani na siebie, a raczej my dwie, bo August wciąż pracuje. Jest tak zaangażowany, w pracę, że nie chce prowadzić życia towarzyskiego, nie ma ochoty na żarty, wciąż tylko strofuje nas, chyba powinien odpocząć.
- Jego serce cierpi - dodała Stella - wiemy obie jak wyglądało jego życie. Tragiczny wypadek rodziców, miał wtedy przecież zaledwie 13 lat. - Stella bardzo kochała Augusta i szczerze współczuła mu od zawsze, bez względu na to jaki był dla niej.- Tata był dla niego łaskawy, że przyjął go do naszego domu. Jednakże nigdy nie był to jego dom. Myślę, że gdy tata sprzedał dom rodzinny Augusta, a pieniądze ulokował w banku, sprzedał z nim również jego dzieciństwo. Może dlatego August nas nie lubi. - Miała bardzo sentymentalną naturę i wrodzoną delikatność.- Ojciec wprawdzie dał mu 1/3 tego domu i jeszcze ma pieniądze i kancelarię, no ale to tylko materialne rzeczy. Myślę, że brak mu poczucia własnej wartości, a co za tym idzie własnej tożsamości, tego kim naprawdę jest. Pewnie dlatego jest taki zamknięty. Kiedy widzę jak wchodzi do swojego pokoju myślę wtedy, że jest w nim tyle ciepła i piękna, że wszystkie nasze rozmowy, wiersze, żarty, są niczym przy poznaniu go. Jestem wtedy zazdrosna o niego, że jest tak skryty. Gdyby tylko się otworzył, okazało by się zapewne, że jesteśmy jak ścięte kwiaty w wazonie, a on jest jak drzewo zakorzenione, wielkie i pięknie kwitnące.
- Jest taki zamknięty. Kiedyś może pęknąć, nie wytrzymać, zwariować. Nie zasłużył na to co go spotkało, a jednak opiekuje się nami, nigdy niczego nam nie brakowało, służba jest zadowolona, dobrze się mówi o nim w mieście, czemu się nie cieszy z życia, czemu nie stać go na odrobinę szaleństwa, co w nim siedzi takiego smutnego. - Kinga nigdy go nie zrozumiała, nigdy nie poznała jego sekretów, mimo swoich bacznych obserwacji. Tak naprawdę chyba nigdy nie chciała. - Obserwując go widzę, że coraz bardziej się zamyka, izoluje i oddala. Choćby poprzednie święta były jeszcze wesołe i cieszył się prezentami, a w tegoroczne wydał mi się jakby zmęczony, bardziej przygnębiony, coś złego się z nim dzieje. - Najchętniej powiedziałaby "weź się w garść, życie to przyszłość" - Naprawdę chciałabym mu pomóc, lecz on wciąż ucieka.
- Obawiam się, że nie umiemy tego zrobić. Może czas przyniesie rozwiązanie. Byleby tylko nie zachorował lub nie zrobił czegoś głupiego. Choć nie, to nie w jego stylu, jest silny i na pewno da sobie z tym radę.

Konwersacja ta trwała jeszcze do obiadu. Dwie damy umiały opowiadać i rozprawiać o wielu rzeczach. Znały się na tyle dobrze, by móc sobie powierzyć sekrety i wiedziały, że mają w sobie oparcie. Robiły to całe życie, nigdy nie zawiodły się na sobie tak, by zachwiała się ta więź. Były obie optymistkami, pędząc życie wśród zabaw i dobrobytu. Takimi chciał je widzieć ich Ś.P. ojciec i takimi też czynił je August. One jednak wciąż nie mogły zrozumieć i miały mu za złe jego brak beztroski, gburowatość i pogardę, choć w głębi dusz kochały go jak brata, trudno im było żyć ze sobą. August nie lubił komplementów, gasił ich dobry humor, energiczne dyskusje, czy jakiekolwiek przejawy czułości.

W tym domu istniały dwa światy. Takie różne i bliskie zarazem, nie mogące istnieć bez siebie. August miał dla kogo pracować, a jego życie nie mające i tak w jego mniemaniu celu, nie było jedynie dzięki Stelli i Kindze biegiem ku smutkowi. Natomiast dwie panie miały kogoś kto dbał, by nie roztrwoniły pieniędzy i nie spędziły starości w przytułku. Niemniej jednak, te dwa światy walczyły ze sobą, udowadniając, iż potrafią być samodzielne, istnieć bez siebie, pogłębiając obcość swoich przedstawicieli.

DAG

Poprzednia Strona

|27|

Następna Strona
Spis Treści